
Dominik
18 października 2016 roku trafiłam do lekarza ginekologa z powodu zakażenia dróg moczowych, będąc w 11 tygodniu ciąży. Pani doktor zrobiła mi USG zanim przepisała antybiotyk. Dopóki nie zobaczyła obrazu z USG, określała moje dziecko jako "dzidziusia". Niestety, gdy jej oczom ukazał się widok dziecka z podwyższoną przeziernością karkową przypominającą worek, natychmiast zaczęła nazywać mojego synka "płodem", który nie ma prawa przeżyć.
Usłyszałam wtedy: "Takie płody umierają".
Zamarłam z przerażenia. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Drżącym głosem próbowałam zadawać pytania pani doktor, jakie badania należy jeszcze wykonać i czy są szanse, że dziecko może urodzić się zdrowe. Pani doktor nie dała mi cienia nadziei i powiedziała, że jeszcze kiedyś jej podziękuję, że tak wcześnie wykryła wadę.
Z USG wynikało, że długość dziecka (29 mm) nie zgadza się z wiekiem ciążowym - tak jakbym była w 9-tym tygodniu ciąży, a nie w 11-tym, zaś przezierność karkowa wynosiła 3,1 mm. Chciałam powtórzyć badanie u innego lekarza. 3 grudnia 2016 roku USG wykazało, że przezierność karkowa zmniejszyła się do 2,7 mm, długość dziecka wzrosła do 61 mm, a wiek ciążowy z USG wynosił 12 tygodni + 4 dni (czyli tylko 6 dni opóźnienia w stosunku do wieku liczonego od daty ostatniej miesiączki). Byłam u kilku lekarzy i każdy oprócz jednego mówił o wadzie genetycznej, nie dając mojemu dziecku szans na przeżycie. Straszono mnie, że "płód" obumrze w łonie matki lub dziecko odejdzie krótko po porodzie. Te wszystkie słowa usłyszałam zupełnie bezpodstawnie. Test pappa wyszedł dobrze, a na amniopunkcję nie wyraziłam zgody. Dlaczego ginekolodzy położnicy skreślili moje dziecko, nie mając podstaw w postaci wyników badań potwierdzających wadę genetyczną? Dlaczego jeden z lekarzy zareagował wręcz agresywnie, gdy zobaczył pierwsze zdjęcie z USG i krzyknął, jak mogłam do tej pory jeszcze nic z tym nie zrobić? Dlaczego sugerowano mi aborcję jako jedyne słuszne rozwiązanie?
Nikt nie powiedział mi o nieinwazyjnym badaniu genetycznym NIFTY. Sama się o nim dowiedziałam. Było to kosztowne badanie, ale przynajmniej bez ryzyka dla dziecka wykonałam test z mojej krwi i dowiedziałam się już w 16-tym tygodniu ciąży, że mój synek nie jest obciążony żadną wadą genetyczną. Dominik urodził się zdrowy i dostał 10 pkt w skali Apgar, za co dziękuję Bogu. Jezus był ze mną w tym trudnym doświadczeniu cały czas. Mam głębokie wewnętrzne przekonanie o wstawiennictwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki. O podwyższonej przezierności karkowej dowiedziałam się 18 października, a już dzień później było wspomnienie bł. księdza Jerzego i uczestniczyłam we Mszy świętej wraz z całowaniem jego relikwii.
Chwała Panu!
Justyna Mazurek