Mia
Kiedy byłam w zaawansowanej ciąży wykryto, że mój synek Nathan urodzi się bez rączek. Moja lekarka powiedziała wtedy, że szkoda, że nie wiedziałyśmy wcześniej, bo można byłoby go terminować. Brak słów! Myśleliśmy, że ten moment, kiedy usłyszeliśmy wraz z mężem sugestię o aborcji, nigdy się nie powtórzy. Niestety. W trakcie drugiej ciąży badanie przezierności karkowej wykazało, że nasza córeczka Mia też może być dotknięta jakąś wadą genetyczną.
Maleństwo miało kość nosową, więc raczej nie wskazywało to na zespół Downa.
Podejrzewano zespół Edwardsa, Patau albo jeszcze coś innego, równie poważnego. Pani genetyk poinformowała nas, że przysługuje nam aborcja z racji poprzedniej ciąży, w której wykryto poważne wady. W 14-tym tygodniu życia prenatalnego naszego drugiego dziecka lekarze naciskali na amniopunkcję. Stanowczo odmówiliśmy. Jedno na sto pięćdziesiąt takich badań kończy się poronieniem. W odpowiedzi usłyszeliśmy pretensje i pytania: "Jak to sobie Państwo w ogóle wyobrażają? A jak coś znowu będzie nie tak?".
Mimo tych przykrych, a jednocześnie brutalnych nalegań, nie ugięliśmy się. Zamiast amniopunkcji wolałam pasek św. Dominika. To tasiemka z nadrukowaną krótką modlitwą – znak zaufania Bogu noszony przez matki, które mają problem z urodzeniem dziecka. Po 9 miesiącach na świat przyszła nasza zdrowa córeczka Mia.
Mia z Nathankiem bardzo się kochają i mają z sobą silną więź. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy dom pełen ciepła i miłości, w którym akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy. Dziękujemy Bogu za to, co mamy.
Sabina Walczak