Dawid
Błogosławieństwo zamiast przekleństwa.
W różnych dyskusjach, dotyczących tematu aborcji, dość często słyszymy o jej fizycznych i psychicznych skutkach. Istnieje jednak jeszcze jeden, równie istotny, a nazbyt często moim zdaniem pomijany, aspekt natury duchowej. Na przykładzie swojego życia pragnę podzielić się z Wami tym, jak wielkie spustoszenie dla duszy może nieść ze sobą igranie z aborcją, czy nawet... życzenie jej komuś.
Skończyłem 31 lat. Z wykształcenia, zawodu i pasji jestem projektantem grafiki użytkowej, zarówno tej drukowanej, jak i cyfrowej. Od lat specjalizuję się w projektowaniu znaków oraz systemów identyfikacji wizualnej, budowaniu graficznego wizerunku marek oraz firm. Moje prace były wyróżniane na licznych polskich i zagranicznych portalach projektowych oraz publikowane zagranicą w wielu książkach i magazynach branżowych.
Te sukcesy nie sprawiały mi jednak radości i spokoju duszy, nie były również wynikiem dobra, tak jak ma to miejsce obecnie. Aby mieć takie osiągnięcia, być kreatywnym i produktywnym, musiałem skądś czerpać energię. Wydawało mi się wtedy, że od wszystkich – tak bardzo uciążliwych dla mnie – zranień i przykrości mogę uciec. Sposobem na tę ucieczkę stał się pracoholizm. Za jego sprawą wewnętrzna pustka, niepokojąca przestrzeń, którą chciałem od najmłodszych lat wypełnić – nawet za cenę siebie samego – cudownie znikała. Towarzyszył mi jednak jakiś duchowy głód owiany lękiem i zła energia, których pochodzenia nie rozumiałem. Nierzadko siłą napędową oraz mocą twórczą stawały się dla mnie negatywne emocje – pokłady najgorszych uczuć przetwarzałem w obraz, grafikę. Z czasem w swoich pracach i projektach zacząłem odzwierciedlać, a także materializować to, co działo się w moim okaleczonym wnętrzu; to, co tak bardzo toksycznie mnie wypełniało: żal, złość, smutek, nienawiść, śmierć. Im większe były moje osiągnięcia i rozgłos, tym częściej wzrastał we mnie jakiś dziwny niepokój oraz poczucie coraz większego wypalenia. Nie potrafiłem cieszyć się z osiąganych sukcesów.
Otaczający mnie ludzie nie mieli pojęcia, jak wielki przeżywałem dramat, zarówno na płaszczyźnie emocjonalnej, jak i duchowej; jak wielkim kosztem osiągałem kolejne sukcesy. Nikt nawet nie podejrzewał moich wewnętrznych rozterek – od dzieciństwa byłem przecież pogodny, kulturalny i opanowany. Tymczasem w środowisku artystów i projektantów im bardziej skrajne, kontrowersyjne działania czy zachowania, tym bardziej były one aprobowane, a także doceniane.
Czas edukacji – zarówno w gimnazjum, jak i liceum plastycznym – był dla mnie bardzo kreatywny, osiągałem wówczas świetne wyniki. Bez najmniejszego problemu zdałem egzamin na wymarzone studia projektowe na Akademii Sztuk Pięknych. Z początku było wspaniale, duża produktywność oraz intensywność działań, rozgłos w środowisku projektantów i artystów, wywiady w prasie – stanowiły dla mnie ogromną nobilitację i wyróżnienie. W pewnym momencie zdałem sobie jednak sprawę, że ta swoistego rodzaju machina zaczyna mnie coraz bardziej „pożerać”. Czułem się wobec niej całkowicie bezradny. Przestałem odczuwać radość, mimo iż zewsząd docierały do mnie gratulacje, wyrazy uznania, może nawet... pewnego rodzaju zazdrości z powodu moich osiągnięć.
W każdym swym sukcesie zacząłem wyraźnie dostrzegać zło i nienawiść. Tylko ja tak naprawdę wiedziałem, co jest ich źródłem: nie błogosławieństwo przed pracą, a przekleństwo przetworzone w efekt końcowy. Wydawało mi się wówczas, że nie mogę się wycofać, lecz moja duchowa pustka, zamiast być nasycona sukcesami, zaczęła łaknąć coraz więcej i więcej... jak najcięższy nowotwór z przerzutami. Raniłem ludzi.
Wtedy z ukrycia wyszedł on i dał wyraźnie znać o sobie, kim jest oraz czego żąda. On, czyli zły duch – szatan. Wielu ludziom może wydawać się to śmieszne, wszak tylu dziś wątpi w jego istnienie. Sam dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie, z kim od wielu lat igram, z kim współpracuję i od kogo czerpię energię. Tak naprawdę bardzo trudno jest dostrzec działanie szatana we własnym życiu. Zwłaszcza wtedy, gdy pozwala nam doświadczać pozornego szczęścia, dobrobytu oraz spokoju. Któż z nas nie marzy o tym, by być szczęśliwym, zdrowym, realizować swoje pasje i marzenia, posiadać piękny dom, wspaniały samochód? A kto jest gotów na trudności, problemy i cierpienie? Chyba nikt. I to właśnie wykorzystuje szatan. Przychodzi do nas niepostrzeżenie. Nie jest rogatym diabłem z kopytkami i widłami, znanym nam z bajek. Nie namawia też do zła, większość zorientowałaby się wtedy, z kim ma do czynienia. On chce od nas jedynie malutkiego kompromisu ze złem. Naturalnie dla naszego dobra. Przychodzi niepostrzeżenie, a my często tracimy czujność, wdając się z nim w bardzo niebezpieczną i ryzykowną dla nas grę.
Dopiero z perspektywy lat Bóg pozwolił mi zrozumieć, jak demoniczny wpływ na duszę człowieka potrafią mieć graficzne symbole, z którymi miałem do czynienia, a dokładniej określony bagaż treści, jakie ze sobą niosą. Łatwo kocha się nieznany ląd, euforyczny stan bez zobowiązań, bardzo szybko rozpływający się w powietrzu. Po nim nie pozostaje nic, prócz jeszcze większej duchowej pustki i rozczarowania. Demoniczna pokusa diabła to wszak nic innego jak kredyt – można byłoby rzec, iż szatan jest najgorszym dilerem, ponieważ nie daje nic za darmo, a to, co oferuje, w zasadzie niewiele jest warte. Za wszystko, co od niego otrzymasz, musisz zapłacić ogromną cenę. Stawką jest Twoje życie.
W tym momencie chcę wrócić do owego istotnego – w moim przekonaniu – momentu z 1988 roku, gdy byłem dzieckiem w łonie mojej Mamy. Od początku mnie pragnęła, pragnie i kocha nada; nienawidzi za to tata i jego rodzice. Gdy dowiedzieli się, że zostałem powołany do życia, chcieli przekonać Mamę do aborcji na życzenie, tylko dlatego, że ojciec był nieodpowiedzialny, dokonywał zdrad, których owocem było inne dziecko w związku pozamałżeńskim. Moje przyjście na świat stało się dla nich poważną przeszkodą w dalszej materialistycznej, hedonistycznej egzystencji. Miałem zginąć tylko po to, by ojciec swobodnie mógł odejść do innej kobiety, by on i jego rodzice mieli „komfort emocjonalny”. Nazwali mnie bękartem, a Mamę nieodpowiedzialną idiotką. W taki sposób najbliżsi przyjęli wiadomość o cudzie mego poczęcia. Po reakcji ojca i teściów, moja przerażona Mama popłakała się, objęła mnie – niewidoczną jeszcze kruszynkę – swymi dłońmi i szlochając wykrztusiła z siebie „Jeszcze nienarodzone, a już niechciane i znienawidzone”.
Nie zdążyłem przyjść na świat, a już zostałem przeklęty w łonie matki, ja i moja Mama. Chciano zatrzeć po mnie wszelki ślad – nienawiść i przekleństwo dane mi zostało już na starcie, niejako „w prezencie”. Słowa mają moc, zarówno te dobre, jak i złe. Szatan posługuje się nimi, naszymi pragnieniami... tym, czego życzymy innym. Moja Mama, mimo ogromnego szantażu emocjonalnego, a nawet przemocy, postanowiła mnie urodzić.
Oczyszczenia i nowego życia doświadczyłem w wieku 23 lat, znajdując się na V roku studiów. Było to w 2012 roku, w kościele, podczas jednej z adoracji Najświętszego Sakramentu. Targały mną uczucia i emocje, a na zewnątrz wydostawał się płacz, łzy kapały dosłownie na podłogę. Czułem się tak bardzo samotny i opuszczony, że zapragnąłem, aby chociaż Bóg mnie kochał, ponieważ sam nie potrafiłem, nienawidziłem siebie. Usłyszałem wtedy, abym nie skupiał się na grzechu, bym wreszcie mógł tą Bożą miłość świadomie i bezgranicznie przyjąć.
Tego wieczoru dokonało się we mnie przebaczenie dla mojego ojca oraz dziadków za rany, nienawiść, a także życzenia śmierci, które, poprzez aborcję, chcieli mi – synowi i wnukowi – zgotować. Przebaczyłem im to, iż od dnia narodzin byłem dla nich ciągłym żyjącym wyrzutem sumienia. Bóg nie czekał i przyjął je ode mnie od razu. Można byłoby rzec, że przeszył na wylot całe moje – tak bardzo zranione – serce ogromnymi i niesamowitymi promieniami, płynącymi z małej Hostii ukrytej w monstrancji. Czyste białe światło, mimo iż w świątyni panował mrok. Doznałem najprawdziwszej Miłości.
Bóg ofiarował mi nowe życie, stał się siłą napędową dla mojej pasji, jaką jest projektowanie. Zaczął leczyć ową pustkę, której od dawna nie potrafiłem niczym wypełnić, spowodowaną pragnieniem prawdziwej miłości, którą jest On sam – Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie. Otulił mnie nią, czego nikt po ludzku nie był w stanie uczynić. To krótkie doświadczenie w wymiarze duchowym było bardziej realne niż całe moje dotychczasowe życie. Zacząłem nowy rozdział w swojej karierze zawodowej, teraz będąc już zawodnikiem grającym w drużynie Boga. Był to początek ogromnej walki duchowej.
Od tego czasu zły duch się ujawnił. Wiedział, że przegrał i nie potrafił tego znieść. Intensywnie i regularnie zaczęły nasilać się manifestacje oraz ataki demoniczne w obecności Najświętszego Sakramentu. Korzystałem z pomocy lekarzy specjalistów, jednak problem cały czas nie ustępował, wyraźnie tkwiąc w naturze duchowej, a nie psychicznej. Wyczuwałem, że stany, w których się znajdowałem, mają podłoże demoniczne. To wtedy, dzięki pomocy księży egzorcystów okazało się, iż tą toksyczną pustką były zranienia spowodowane aborcją, żądzą jej przeprowadzenia oraz nienawiścią ukierunkowaną na mnie tylko z tego powodu, że żyję. Jedynym lekarstwem na jej wypełnienie była Boża miłość, a także bardzo trudne przebaczenie. Przekonałem się, czym jest rzucenie przekleństwa na życie poczęte. Doświadczyłem na sobie, czym jest nienawiść wobec tego daru, a także jej konsekwencje.
Chociaż szatan ma świadomość swojej przegranej, ponieważ został definitywnie pokonany dzięki męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, posiada jednak do dyspozycji krótki czas istnienia tego doczesnego świata na walkę, by każdego z nas – mnie i Ciebie – skusić do odwrócenia się od Boga. W tym właśnie pojedynku o nasze dusze nienawidzi przegrywać, nie toleruje żadnych kompromisów, perfekcyjnie wykorzystuje każde nasze słabości oraz potknięcia. Pogardza wszystkim, co pochodzi od Boga, w tym największym darem, jakim jest ludzkie życie, dlatego tak bardzo, wszelkimi możliwymi sposobami, pragnie zabić dziecko w łonie matki. Nienawidzi ludzi, szczególnie tych, którzy nawracają się, a następnie głoszą światu świadectwo swojego ocalonego życia – w trosce o tak bardzo zagrożone dzisiaj śmiercią poczęte ludzkie istnienia.
Udało mi się przez to wszystko przejść, a księża egzorcyści, którym z całego serca jestem wdzięczny, przez kilka lat mieli nie lada wyzwanie i zadanie poodcinania tych przekleństw śmierci oraz nienawiści wobec mojej osoby, począwszy od poczęcia przez całe dotychczasowe życie. Bóg dał mi wspaniałą rodzinę, przyjaciół, kapłanów, którzy przebrnęli ze mną przez to wszystko, nie pozwalając mi duchowo umrzeć.
Panie Jezu, dziękuję Ci za tych wspaniałych ludzi, postawionych na mojej życiowej drodze, oraz za to, że wyciągnąłeś do mnie dłoń. Odgrzebałeś mnie marnego z martwych, chcąc bym głosił Twoje święte i bezgraniczne Miłosierdzie. Dzięki Tobie kocham, przebaczam, przepraszam oraz czuję się kimś wartościowym, wyjątkowym – kochanym. Teraz wiem, że nikt poza Tobą, Boże, nie ma prawa ważyć moich losów. Nikt nie ma argumentów nad moje życie, aby je kwestionować. Ty jesteś jedynym źródłem życia.
Kocham Was i otaczam modlitwą.
Ocalony 31 lat temu przed śmiercią spowodowaną aborcją – Dawid