Dominik
„Ciąża przebiegała spokojnie aż do momentu, gdy w 19 tygodniu w nocy z 4 na 5 stycznia odeszły mi wody płodowe.
Zostawiliśmy córkę u babci i pojechaliśmy do szpitala. To były długie godziny. Baliśmy się bardzo, bo przecież tak wcześnie maleństwa nie da się uratować...W szpitalu potwierdzono odchodzenie wód. Dziecko żyło. Poinformowano mnie, że grozi mi utrata ciąży, że gdyby coś złego się działo, to trzeba będzie wywoływać poród, a w tym tygodniu ciąży dziecko na pewno porodu nie przeżyje. Poinformowano mnie też, że grozi mi sepsa i usunięcie macicy.
Postawa lekarzy była cudowna i delikatna ale też stanowcza. Informowali mnie o wszystkim, abym wiedziała, co może się stać. Dostałam salę i czekałam. Oczywiście był też antybiotyk, aby nie wdało się zakażenie.
Gdy po tygodniu mój stan się nie zmienił poprosiłam lekarzy aby już mi nie powtarzali co mi grozi, bo miałam już tego dość psychicznie. Lekkim ukojeniem dla serca i głowy była modlitwa. Wiedziałam, że chcę wytrzymać w szpitalu do 30 tygodnia czyli do końca marca, abym mogła wrócić do domu na urodziny córki. Pogodziłam się, że może uda się mieć chociaż wcześniaka....Długo by pisać co i jak było w tym czasie...Wód płodowych raz było więcej raz mniej ale ciągle zbyt mało aby synkowi rozwijały się płucka. Dostałam sterydy, regularnie badano mi krew i mierzono temperaturę i tak sobie leżałam w izolacji od rodziny, w szpitalnej sali. Mogłam chodzić po korytarzu, czułam się dobrze, dzidzia dużo kopała i rosła. Był to chłopiec, nadaliśmy mu imię Dominik po św. Dominiku Savio .
Ostatecznie dotrwałam do 38tygodnia, podjęto wtedy decyzję o cesarskim cięciu. Gdy pokazano mi synka popłakałam się, nie potrafiłam nic powiedzieć, tylko do jego ucha szepnęłam: ,,cześć mały cudzie”. Jeszcze przed porodem nie wiadomo było jak synek sobie poradzi z oddychaniem, polecono mi abym zakupiła do domu monitor oddechu, ale na szczęście zdrowo się rozwija, jest pogodnym chłopcem.
Bardzo dużo pomogła mi modlitwa różnych osób nawet mi nie znanych.”
Marzena Kowalczyk